... ale to wina samego pomysłu. "Jedynka" była samograjem, wygrywającym różnice międzykulturowe głównych bohaterów, a że zdecydowanie więcej działo się "w grupie", wtedy i dynamika była większa, bo jednocześnie iskrzyło na kilku frontach. Osią "dwójki" są relacje Xaviera z coraz to kolejnymi partnerkami, a że scenarzysta nie miał ręki do dialogów, to i często robi się nudnawo. Film ratuje Wendy, przede wszystkim jej nieprawdopodobna metamorfoza od postaci granej w części pierwszej do tej samej przecież, a jakże innej dziewczyny w dwójce. Kilka scen naprawdę dobrych. Gdyby film był krótszy o pół godziny, dynamiczniej skręcony, a postacie miały więcej życia i charakteru, byłby z tego kawałek niezłego kina. Bez tego powstał film przeciętny, co nie znaczy, że zły. Ot, ciekawostka pomiędzy zakupami a obiadem.